piątek, 6 czerwca 2014

Inny post?

Zdecydowałam, że wolę tu pisać o swoich przemyśleniach, wybaczcie ;)

Siedząc dziś w zatłoczonym autobusie dopadły mnie czarne myśli. Przyszły, niczym grom z jasnego nieba i wciągały mnie w otchłań. Ale się nie dałam! Jak zwykle. Przechodząc do rzeczy: sama nie wiem, kiedy stałam się optymistką, może zawsze nią byłam. Nie daję się przytłoczyć złym myślom, w każdej, nawet najgorszej sytuacji znajdę jakieś plusy, a przynajmniej się staram. Sama nie wiem, dlaczego tak jest. Co mnie motywuje do dalszego działania? Ciągle marzę. Mam taki cichutki głosik w głowie, który cały czas powtarza mi: 'dasz radę, nie poddaj się'. Co prawda nie uważam, że życie to walka, wręcz przeciwnie. Prawdziwe życie to idealna harmonia ze wszystkim, ze wszystkimi. To wewnętrzny spokój (zewnętrzny zresztą też :)). Wiem, że wszystko zależy tylko ode mnie. Wierzę też, że mogę zrobić wszystko, co tylko zechcę. (no dobra, bez przesady, na Marsa jeszcze nie chcę lecieć). Wiem, że jeśli będę kochać prawdziwie, moja miłość zostanie odwzajemniona. Nikt nie nada mojemu życiu sensu, jeśli sama to nie zrobię.
Nie boję się samotności. Uśmiecham się, a wszystko co dobre przychodzi do mnie. Zasługuję na to. Zasługuję na wszystko, co najlepsze, dlatego, że jestem. Jestem - a to najlepszy powód by czynić wszystko. Pamiętaj, nigdy nie jest za późno.
 


A co Wy o tym myślicie? Jesteście optymistami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz